Archiwum 14 marca 2006


mar 14 2006 [..Co mam..]
Komentarze: 0

Żyję sobie na tym świecie, czasem samotna, czasem otoczona gronem wiernych i oddanych przyjaciół. Już przyzwyczajona do samotności prowadzę swoją autonomię i jest mi z tym dobrze. Umiem kochać, ale tylko tych, których chcę kochać. Nie potrafię kochać na zawołanie. To przerasta moje możliwości. Marzę tylko, by się nigdy nie skończyło to moje szczęście wynikające z takiego, a nie innego życia.

Często ludzie obwiniają mnie za to, że nie umiem kochać.  Dlaczego mam umieć? Kocham tylko siebie i jest mi z tym dobrze. O tym, że kocham mężczyznę, wie tylko nieliczna grupa osób. Nie chcę o tym mówić. Nie chciałabym, aby tam miłość przemineła. Jestem szczęśliwa w takim sposobie życia. Lubię cieszyć się chwilą, którą mogę spędzić z mężczyzną, którego kocham.

Żyję na tych wyżynach samotności. Modlę się w duchu, aby nie przegrać tej walki o szczęście. Wiem, że życie lubi płatać figle w najmniej oczekiwanym momencie...

Skoro są mi znane jakieś doskonałości, których nie posiadałam, nie mogłam być jedyną istotą, która istniała, lecz że było konieczne, by istniała jakaś ina istota doskonalsza, od której bym zależała i od której bym zdobyła to wszystko, co posiadam. Albowiem gdybym była sama jedna i niezależna od czego bądź innego, tak że samą siebie posiadałabym choć trochę tej doskonałości, przez którą uczestniczyłam w bycie doskonałym, z tej samej racji mogłabym sama uzyskać całą resztę, której braku byłam świadoma, i tym sposobem samej być nieskończoną, wieczną, niezmienną, wszystko wiedzącą, wszechpotężną i w końcu posiadać wszystkie doskonałości, które mogłam dostrzec w miłości. Podobnie też wiem, że wątpienie, niestałość, smutek i podobne własności nie mogły jej przysługiwać ze względu na to, że ja sama byłabym bardzo rada, mogąc się od nich uwolnić...

Anyway... Witam wszystkich i zapraszam do lektury :-)

 

maulkorb : :